Marrakesz nazywany jest Perłą Południa, można też spotkać się z określeniem „czerwone” miasto, co zawdzięcza kolorystyce zabudowy utrzymanej w barwach czerwieni, różu i żółto-brunatnej. To jedno z największych miast i jednocześnie największy ośrodek berberyjski Maroka. Założyli go w XI wieku członkowie dynastii Almorawidów.
W Marrakeszu miałam okazję być dwukrotnie: raz zimą 2009, a kolejnym razem latem 2015 roku. Za każdym razem jechałam z Agadiru. Latem, w drodze do Marrakeszu mieliśmy króciutki postój przy drzewach arganowych z siedzącym na nich kozami. Muszę przyznać, że był to osobliwy widok. Aby uwiecznić go na zdjęciach, zapłaciłam kilka dirhamów pasterzowi przyprowadzającemu owce specjalnie dla turystów.

Drzewo arganowe

Kozy na drzewach arganowych
Po tym fotostopie ruszyliśmy do celu naszej podróży.
Oczywiście, zdecydowanie przyjemniej zwiedzało się miasto zimą przy niższej temperaturze powietrza. Latem odwiedziłam Maroko podczas ramadanu i w porównaniu z poprzednią wizytą, miasto wydało mi się nieco uśpione. Ramadan spowodował, że nie spotkałam nosiwodów ubranych w tradycyjne stroje. Zimą 2009 roku spacerowali oni w parku przed meczetem Al-Kutubijja i na placu Dżamaa al-Fina, gdzie jak wszędzie w Maroku, za niewielką opłatę zrobiliśmy z nimi zdjęcia.

Autorka bloga z nosiwodami w Marrakeszu
W 1995 roku marrakeska medyna, ze względu na walory kulturowe, znalazła swoje miejsce na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Otacza ją mur, a do środka wchodzi się przez bramy. Jej największym placem jest Dżamaa al-Fina, który w 2001 również został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Na dziewięć marokańskich obiektów z listy UNESCO dwa znajdują się w Marrakeszu.
Plac Dżamaa al-Fina jest miejscem handlu, ale słynie głównie z występów magików, tancerzy, połykaczy ognia, akrobatów czy zaklinaczy węży. Zależało mi bardzo, na zobaczeniu tego na własne oczy i poczuciu atmosfery panującej wieczorem w tym miejscu. Nie rozczarowałam się. W 2009 roku, co kilka metrów, wokół różnorodnych pokazów zbierały się grupki turystów. Za robienie zdjęć i filmowanie, występujący żądali opłaty. Grupy tancerzy przebranych w stroje ludowe zachęcały obserwujących do wspólnej zabawy. Wieczorem plac kusił egzotycznymi dźwiękami oraz zapachami przyrządzanych potraw. Miałam wrażenie jakby muzyka dobiegała z wszystkich stron. Tworzyło to pewien rodzaj magii tego miejsca.

Pokazy na placu Dżamaa al -Fina
Latem, nie tętnił tak życiem jak za pierwszym razem. Owszem, widziałam zaklinaczy węży czy mężczyzn z małpkami na smyczy. Nie było jednak występów ulicznych artystów i muzyki towarzyszącej ich przedstawieniom. Niewątpliwie wpłynął na to ramadan. Nasuwa się jeden wniosek, jeżeli chce się uczestniczyć w atrakcjach oferowanych na placu Dżamaa al-Fina, trzeba planować wyjazd poza okresem ramadanu.

Zaklinacz węży na placu Dżamaa al-Fiina
Charakterystycznym widokiem na placu są stragany z elegancko poukładanymi pomarańczami, z których wyciskany jest sok. Spróbowałam go, mimo słabych warunków sanitarnych, był bardzo smaczny i nie miałam rewolucji żołądkowych.

Stragany na Dżamaa al-Fiina
Panoramę placu można podziwiać z tarasu restauracji. Aby podpatrzeć w spokoju codzienne, wieczorne życie Dżamaa-Al-Fna, wystarczy zamówić sobie napój w jednej z restauracji i usiąść przy stoliku na piętrze.

Widok z tarasu restauracji na Dżamaa al-Fiina
Zimą przeszłam się wąskimi, krętymi uliczkami Suku (arabskiego rynku) z licznymi sklepikami, straganami, warsztatami pracy. Mijane warsztaty mieściły się w ciasnych, niewielkich pomieszczeniach mogących ledwie pomieścić rzemieślników produkujących prymitywnymi narzędziami swoje towary. Często pracowali oni niemal na ulicy. Zadziwiające jest przemieszanie biedy i bogactwa na stosunkowo niewielkiej przestrzeni suku. Wchodząc z uliczki na jeden z dziedzińców widziałam niemal slumsy. Trzeba było bardzo uważać, aby nie wejść w kocie odchody, leżące dosłownie wszędzie. Tuż obok, kolejne drzwi prowadziły na patio czystego, zadbanego hoteliku. Dwukrotnie odwiedziłam sklep, w którym po krótkiej prezentacji i wypiciu miętowej herbatki, zakupiłam olej arganowy. Na rynku najbardziej podobały mi się sklepiki z kolorowymi przyprawami, ziołami i oliwkami usypanymi w kopczyki.

Wnętrze hotelu w medynie Marrakeszu

Jeden z dziedzińców biedniejszej części medyny w Marrakeszu

Na suku w Marrakeszu
Jardin Majorelle to pełen uroku ogród botaniczny obfitujący w liczne rośliny zebrane tam niemal z całego świata. Rosną w nim przeróżne rodzaje kaktusów, hibiskusy, bugenwille czy bambusy. Tę oazę zieleni od nowej części miasta oddziela mur. Zaraz po przekroczeniu bramy, ma się wrażenie jakby trafiło się do innego, nie arabskiego świata. Miejsce jest bardzo zadbane, czyste i kolorowe, wręcz bajkowe. Z zielenią roślin kontrastują czerwone alejki i stojące na nich kolorowe, gliniane wazony oraz jaskrawoniebieski budynek muzeum etnograficznego. Na terenie ogrodu, własną willę miał francuski projektant mody Yves Saint-Laurent. Miło było w upalny, letni dzień spacerować wśród zieleni i przysłuchiwać się ptasim śpiewom. Ta bajkowa atmosfera Jardin Majorelle jest przeciwieństwem zamieszania i zgiełku panującego w medynie. Wejście na teren ogrodu jest płatne.

Kaktus w Jardin Majorelle

Roślinność w Jardin Majorelle

Ścieżka w Jardin Majorelle

W Jardin Majorelle
Kutubijja to największy meczet Marrakeszu, który niestety mogłam obejrzeć jedynie z zewnątrz. Budowę jego datuje się na XII wiek. Nazwa świątyni pochodzi od targu książek Kutub, na którym bibliotekarze sprzedawali swoje rękopisy. Targ oczywiście zlokalizowany był przy meczecie. Nad świątynią góruje 69 metrowy minaret. Zbudowano go w XIII, w Kordobie. Głos muezina wydobywający się z wieży, wzywa wiernych do modlitwy pięć razy dziennie. Obok meczetu stoi biały, kwadratowy grobowiec.

Meczet Kutubijja

Meczet Kutubijja
Bahia pałac wezyra powstał pod koniec XIX wieku. Do dzisiaj jest miejscem noclegu dla oficjalnych gości państwowych. Turystom udostępniona jest do zwiedzania tylko jego część. Bahia to arcydzieło sztuki mauretańskiej. Piękno pałacu widoczne jest dopiero w jego wnętrzu, na zewnątrz nie prezentuje się zbyt okazale. Moją uwagę przykuły liczne mozaiki, piękne drewniane drzwi oraz ogród w patio. Kwitły w nim kwiaty i bananowce oraz rosły pomarańcze. Wejście na teren pałacu jest płatne.

Wnętrze pałacu Bahia

Dziedziniec z ogrodem w pałacu Bahia

Roślinność w pałacu Bahia

Jedne z drzwi w pałacu Bahia

Drzwi w pałacu Bahia

Mozaiki w pałacu Bahia

Witraż w pałacu Bahia
Przykładem architektury arabskiej są Grobowce Saadytów, dynastii panującej w Maroku, w latach 1549 -1659. Znajdują się na terenie kazby. Po wejściu na dziedzińcu nekropolii, zimą na jednym z drzew rosły pomarańcze, latem licznie kwitły kwiaty. Zajrzałam do dwóch mauzoleów. W bardziej okazałych grobowcach Saadytów spoczywa siedmiu sułtanów. Zmarłym żonom i córkom przygotowano oddzielne miejsce. Najstarszy grób datuje się na połowę XVI wieku. Wstęp do grobowców jest płatny.
Ostatnim punktem obu wycieczek była obiadokolacja połączona z tańcami i muzyką marokańską. Za każdym razem odbywało się to w innej restauracji. Pierwszym razem występy były na wysokim poziomie. Kobiety podczas tańca trzymały na głowie tace z zapalonymi świecami, był też taniec brzucha. Podkład muzyczny do tańca zapewniała kilkuosobowa orkiestra. Kolejnym razem, to co nazywało się pokazem folklorystycznym, stanowiło namiastkę występów, które zobaczyłam sześć lat wcześniej.

Wieczór folklorystyczny w Marrakeszu

Taniec brzucha w restauracji, w Marrakeszu.
Inne wpisy o marokańskich miastach zamieściłam w kategorii Maroko.
Wspaniałe zdjęcia! Bardzo ciekawy opis, proszę nas częściej zabierać na takie wirtualne wycieczki 🙂
Jest mi bardzo miło, że mój wpis się spodobał. Są to początki mojego blogowania, sukcesywnie będę dodawać nowe posty.