Zimą lubię ładować swoje akumulatory w ciepłych krajach, w tym czasie kilka razy z rzędu wyjeżdżałam do Egiptu. No cóż, jest to jeden z najtańszych kierunków, oferujący lato (często lepsze niż nasze polskie) w środku zimy.
Już od jakiegoś czasu przymierzałam się zwiedzić Petrę, leżącą w Jordanii, wpisaną w 1985 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nie ukrywam, że to kosztowna wycieczka.
Aby nieco obniżyć koszty wyjazdu do Petry, zaplanowałam go z lokalnym, egipskim biurem podróży Wielkopolska. Wcześniej korzystałam już z jego usług i byłam zadowolona z obsługi. W Polsce mailowo ustaliłam cenę wycieczki (jechaliśmy w 6 osób). Będąc już w Egipcie, wysłałam SMS do biura z nazwą hotelu, w którym mieszkam i wycieczką, na którą chcę z nimi jechać. Umówiłam się z pracownikiem na spotkanie, o konkretnej godzinie, przed wjazdem do hotelu. Niestety, pracownicy lokalnych biur nie wchodzą na teren hoteli. Nie wiem, czym to jest podyktowane, bezpieczeństwem, niechęcią właścicieli hoteli czy polskich rezydentów, którzy też oferują podobne wyjazdy, tylko niestety drożej. Na spotkaniu ustaliliśmy termin wycieczki i wpłaciliśmy pieniądze. W zamian otrzymaliśmy pokwitowanie. W umówiony dzień o godzinie 1.20 (w nocy) podjechał po nas, pod hotel bus z biura podróży. Wolelibyśmy jechać autobusem bo byłby lepszy komfort jazdy, ale niestety, nie było tylu chętnych i dlatego podstawiono bus. Mimo tego, humory nam dopisywały i bardzo cieszyliśmy się, że za kilka godzin będziemy w Jordanii. Jeszcze nie mieliśmy obsługi w języku polskim, ale wiedzieliśmy o tym, że polskojęzyczny przewodnik będzie na nas czekał dopiero w Jordanii. Kierowca sprawdził dowód wpłaty i ruszyliśmy w drogę. Z Sharm El Sheikh do Taby musimy pokonać ok 220 km. Okazało się, że razem z nami jechał turysta, który w jednym z hoteli wykupił wycieczkę u rezydenta. Podczas jednego z postojów wszedł do naszego busa Egipcjanin mówiący po polsku i podał informacje dotyczące dalszej drogi. Nad ranem dotarliśmy do Taby, gdzie dosiadły się jeszcze dwie osoby. Dosłownie za chwilę znaleźliśmy się w porcie. Tam dostaliśmy bilety na statek płynący do Akaby, leżącej w Jordanii.

Wschód słońca w Tabie
Po odprawie paszportowej i wejściu na pokład statku postanowiliśmy się posilić, nadeszła pora śniadania. Na statku kupiliśmy herbatę i zjedliśmy swoje kanapki. Po krótkim rejsie dopłynęliśmy do portu w Jordanii.

Widok ze statku na Jordanię

Port w Akabie
Po sprawnej odprawie paszportowej, wyszliśmy na plac portowy, gdzie czekał już na nas nasz przewodnik – Jordańczyk mówiący dobrze po polsku. Zebrał naszą kilkunastoosobową grupkę i zaprowadził do autokaru, nieco większego od egipskiego busa. Ruszyliśmy w stronę Petry. Przed nami było do pokonania około 130 kilometrów. Podczas tego przejazdu mieliśmy jeden postój na kawę i toaletę.
W drodze, przewodnik opowiadał o historii i życiu codziennym w Jordanii oraz mijanej okolicy. Czas jazdy minął zadziwiająco szybko.
Po zwiedzeniu skalnego miasta w Petrze czekał nas obiad i droga powrotna. Po posiłku zatrzymaliśmy się na chwilę na fotostop. Z góry mogliśmy ostatni raz spojrzeć na Petrę.

Widok na Petrę
Przed dotarciem do Akaby mieliśmy jeden postój w okolicach Wadi Rum.

Widok na Wadi Rum
Do hotelu wróciliśmy o północy. Wszystko odbyło się zgodnie z planem. Wycieczka była męcząca, ale jednogłośnie stwierdziliśmy, że spełniła nasze oczekiwania. Zwiedzaniu Petry poświęciłam kolejny wpis.
Dodaj komentarz