W połowie października 2016 roku, Bieszczady, w których byłam po raz pierwszy, przywitały nas słońcem. Objazd samochodem około 130 kilometrowej trasy, zajął nam niespełna 9 godzin. Przebieg trasy: Dołżyca koło Cisnej, Brzeg Górny, Smolnik, Żłóbek, Rabe, Hoszów, Stefanowo, Ustrzyki Dolne, Solina, Dołżyca.
Z ośrodka nad Solinką w Dołżycy wyjechaliśmy w lewo kierując się na Brzeg. Przed serpentynami wijącymi się pod Brzegiem, po prawej stronie był widoczny duży parking, na którym się zatrzymaliśmy. Za postój samochodu osobowego zapłaciliśmy 12 złotych (opłata jednorazowa bez względu na czas postoju) i ruszyliśmy na żółty szlak prowadzący do schroniska Chatka Puchatka na Połoninie Wetlińskiej (1228 m n.p.m. ). Na początku, po lewej stronie minęliśmy dwa głazy postawione na cześć Jerzego Harasymowicza, miłośnika Bieszczadów.

Obelisk poświęcony Jerzemu Harasymowiczowi,
Po kilkudziesięciu metrach zatrzymaliśmy się, by wykupić bilety wstępu do Bieszczadzkiego Parku Narodowego: normalne za 7 zł i ulgowy za 3,50 zł. Wchodziliśmy rano, na początku było sporo błota i śliskie podłoże. Moim zdaniem trasa niezbyt trudna do pokonania nawet dla niewytrawnych piechurów, spotkaliśmy samodzielnie wchodzące kilkuletnie dzieci.

Droga na szczyt Połoniny Wetlińskiej

Droga wiodąca na szczyt Połoniny Wetlińskiej

Las w drodze na szczyt Połoniny Wetlińskiej
Rano był przymrozek i musiał w nocy padać śnieg, podczas wędrówki mijaliśmy ośnieżone drzewa.

Ośnieżone drzewa w Bieszczadach
Niemal pod samym szczytem Połoniny Wetlińskiej, w dole widzieliśmy parking, na którym zostawiliśmy samochód. Ze szczytu rozpościerał się cudowny widok na kolorowe o tej porze roku buki porastające okolicę.

Widok z Połoniny Wetlinskiej
Tą samą trasą zeszliśmy w dół, ale można było też wybrać inne dłuższe szlaki. Od wyjścia z samochodu do dojścia z powrotem minęło 2,5 godziny. Z parkingu ostatni raz spojrzałam w górę, aby zobaczyć Połoninę Wetlińska i Chatkę Puchatka na jej szczycie, by następnie ruszyć w stronę Smolnika. Po przejechaniu około 1km, jeszcze przed serpentynami, zatrzymaliśmy się na moment przy przydrożnej kapliczce, rozpościerał się stamtąd widok na bieszczadzkie połoniny. Mimo braku parkingu, co raz zatrzymywały się tam samochody.

Przydrożna kapliczka niedaleko Brzegu

Widok na Połoninę niedaleko Brzegu
Zaraz za serpentynami po lewej stronie był parking i czerwona trasa na Połoninę Wetlińską. Po dojechaniu do Smolnika skręciliśmy w prawo i drogą z płyt długości 900 metrów podjechaliśmy pod cerkiew greckokatolicką. Budynek wybudowano w stylu bojkowskim w 1791 roku, a konsekrowano w 1792. Drzwi wejściowe były otwarte, ale wstępu do wnętrza broniła krata. Wystarczyło to jednak by zajrzeć do środka. W 2013 cerkiew w Smolniku została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Warto zacząć oglądanie bieszczadzkich cerkwi właśnie od tej świątyni. Znajdowały się tu liczne opisy nie tylko tej budowli. Była też mapa cerkwi bieszczadzkich z wyszczególnieniem na istniejące, zniszczone czy przeniesione.

Cerkiew w Smolniku

Wnętrze cerkwi w Smolniku

Kapiliczka obok cerkwi w Smolniku
Kolejnym naszym postojem był Punkt Widokowy Lutowiska z Panoramą Bieszczadów, na trasie do Żłobka. Widać z niego Łysą Górę oraz najwyższe szczyty w Bieszczadach.

Panorama na bieszczadzkie szczyty
Następnie zatrzymaliśmy się w miejscowości Żłobek. Tuż przy samej drodze, po prawej stronie stała niewielka cerkiew greckokatolicka z 1830 roku pw. Narodzenia NMP. Obok była drewniana dzwonnica. Obecnie świątynia pełni funkcję kościoła rzymskokatolickiego. Tym razem nie zajrzeliśmy do środka, kościół był zamknięty. Po przeciwnej stronie drogi stał krzyż z XIX wieku.

Dzwonnica obok cerkwi w Żłóbku

Przydrożny krzyż naprzeciwko cerkwi w Żłóbku
Pojechaliśmy do miejscowości Rabe. Zatrzymaliśmy się przy cerkwi greckokatolickej pw. św. Mikołaja wybudowanej w 1858 roku w stylu bojkowskim. Mieliśmy dużo szczęście, cerkiew była otwarta, bo młode małżeństwo sprzątało wnętrze. Miły pan opowiedział nam o ikonostasie. W cerkwi tej zachowały się liczne, przepiękne ikony. Jak poinformował nas mężczyzna, ikonostas jest najbogatszy spośród wszystkich cerkwi w Bieszczadach, bowiem przez pewien czas świątynia pełniła funkcję magazynu ikon. Od roku 1971 przekształcono ją w kościół rzymskokatolicki. Ołtarz znajdował się za ikonostasem, a po lewej stronie na ścianie prezbiterium wisiały carskie wrota. Bardzo mi się podobało, że katolicy nie zniszczyli wystroju cerkwi i dorobku kulturowego grekokatolików, zaadoptowali tylko pomieszczenie na swoje potrzeby.

Cerkiew w Rabe

Ikonostas cerkwi w Rabe

Carskie wrota w Cerkwi w Rabe
W Hoszowie na wzgórzu stała cerkiew greckokatolicka pw. św. Mikołaja. Obecnie jest to kościół rzymskokatolicki pw. Bł. Bronisławy. Podeszliśmy do niej po schodach. Była zamknięta, do wnętrza zajrzeliśmy tylko przez okienko. Po lewej stronie stały trzy krzyże.

Cerkiew w Hoszowie

Krzyże obok cerkwi w Hoszowie
Ostatnią cerkiew, którą odwiedziliśmy tego dnia, była świątynia greckokatolicka pw. św.Paraskewii w miejscowości Stefanowo. Jak wiele cerkwi w tej okolicy i tę zaadoptował na swoje potrzeby kościół katolicki. Mogliśmy wejść do wnętrza, właśnie trwał remont przedsionka i świątynia była otwarta. Zobaczyliśmy tam ikony i stare obrazy.

Cerkiew w Stefanowie

Wnętrze cerkwi w Stefanowie
Po dojechaniu do Ustrzyk Dolnych zatrzymaliśmy się przy ulicy Rynek, na bezpłatnym parkingu i poszliśmy do pobliskiej pizzerni, gdzie za kilkanaście złotych można było zjeść pizzę, lub za 10 złotych smaczną tortillę.
Został nam ostatni punkt zaplanowany na ten dzień – zapora na Solinie. Za parking zapłaciliśmy 10 zł. Od parkingu na zaporę przechodziliśmy alejką handlową ze stoiskami z pamiątkami. Można było kupić tam między innymi sery i miody. Zapora zrobiła na nas wrażenie i zadziwiła swoim rozmiarem. W Jeziorze Solińskim pływały przeogromne karpie i jazie. Z tamy rozpościerała się panorama na kolorowe od jesiennych liści wzgórza nad Soliną.

Martyna i Paweł na zaporze w Solinie

Widok z zapory na Solinie

Jezioro Solńskie- widok z zapory
W tym dniu cały czas towarzyszyło nam słońce i cudowna pogoda. Kolorowe drzewa dodatkowo wzmacniały nasze estetyczne doznania. Bieszczady jesienią są piękne.
Zapraszam do zapoznania się z wpisem Od Dołżycy po Komańczę.
No pełen profesjonalizm Pani Przewodniczko! Miło się czyta, szczególnie kiedy się uczestniczyło w wyprawie 🙂
P.S. Pawełek pieje z dumy, że wreszcie jest w „internetach” ;P
Miło mi.
Tym razem nie było mnie z wami …….lecz pamiętam wspaniałe gofry z jagodami nad Soliną w ciepły słoneczny dzień kilka lat wcześniej
Pogoda też nam dopisała, ale gofrów nie jedliśmy.