Sandomierz nazywany był Małym Rzymem, ponieważ podobnie jak stolica Włoch leży na siedmiu wzgórzach. Odwiedziliśmy go w październiku 2016 roku, w drodze powrotnej do domu. W Sandomierzu byliśmy zaledwie 3 godziny. To krótko, ale i tak warto było zajechać do tego pięknego miasta. Samochód zaparkowaliśmy przy kościele św. Michała Archanioła przy ulicy Stefana Żeromskiego, tuż nieopodal Bramy Opatowskiej prowadzącej na stare miasto. Wybudowana w II połowie XIV wieku jest jedyną zachowaną bramą wjazdową do miasta. Istniała możliwość wejścia na taras widokowy bramy wznoszącej się na wysokość 30 m, by podziwiać okolicę. My jednak ze względu na ograniczony czas, nie skorzystaliśmy z tej oferty. Weszliśmy za to kościoła św. Ducha, stojącego po lewej stronie tuż za bramą. Tak naprawdę to widzieliśmy tylko wejście. Budynek kościoła przyklejony był do stojących tam kamienic.

Kościół św. Michała Archanioła

Brama Opatowska i wejście do kościoła św. Ducha

Ołtarz w kościele św. Ducha
Potem udaliśmy się na rynek. W jego centrum stał ratusz z połowy XIV wieku uważany za jeden z najpiękniejszych obiektów tego typu w Polsce. Naszą uwagę przykuła też narożna kamienica Oleśnickich, jedna z najlepiej zachowanych kamienic mieszczańskich. Według przekazów historycznych, w kwietniu 1570 roku zawarto w niej „ugodę sandomierską”, którą uważa się za najstarszy akt ekumeniczny w Europie.

Ratusz

Kamienica Oleśnickich
Na rynku mieściła się Informacja, gdzie dostaliśmy kartkę wielkości A4. Z jednej strony był plan zabytkowej części miasta, a z drugiej małe zdjęcia i króciutkie informacje o zabytkach. Bardzo przydatne dla kogoś, kto nie zaplanował sobie wcześniej trasy zwiedzania. Dodatkowo zdjęcia ułatwiały rozpoznawanie budowli. Kierując się w stronę Zamku Kazimierzowskiego, minęliśmy wybudowany w latach 1861- 64 Pałac Biskupi, dawny Dom Księży Emerytów i doszliśmy do Dzwonnicy wybudowanej w latach 1737-1743. Za 2 zł weszliśmy do jej wnętrza. Nie ma możliwości wejścia na górę. Z dołu widać jedynie drewniane belki i dzwon. Znajdował się tam za to wielki zegar, który zapewne musiał kiedyś wisieć na wieży. Zeszliśmy jeszcze poziom niżej do malutkiej „salki,” będącej niegdyś miejscem odosobnienia księży karanych za przewinienia. Duchowni musieli sami ustalać sobie rodzaj kary. Jednym z przewinień, za jakie mogli tam trafić, było używanie naczyń liturgicznych niezgodnie z ich przeznaczeniem.

Pałac Biskupi

Dzwonnica

We wnętrzu dzwonnicy
Weszliśmy też do gotyckiej Bazyliki Katedralnej wzniesionej XIV wieku z Fundacji króla Kazimierza Wielkiego. Obecnie uważa się ją za największy obiekt sakralny diecezji sandomierskiej. Moją uwagę najbardziej przykuły przylegające do siebie obrazy dekorujące ściany świątyni oraz ambona i ołtarz. We wnętrzu był zakaz robienia zdjęć.

Bazylika Katedralna
Po przejściu kilkudziesięciu metrów znaleźliśmy się na placu przed Zamkiem Kazimierzowskim, od strony rzeki stały miniaturki czterech zabytków Sandomierza: Bazyliki Katedralnej, Ratusza, Zamku i domu Długosza z króciutkimi opisami. Dodatkowo informacje napisane były alfabetem Braille’a. Ten pomysł bardzo mi się spodobał.

Zamek Kazimierzowski

Miniatura na placu przed zamkiem
Kolejnym zabytkiem, który zwiedziliśmy był kościół św. Jakuba z XIII wieku, jeden z najstarszych polskich kościołów wzniesionych z cegły. Zbudowany został dla zakonu dominikanów sprowadzonych do Sandomierza przez biskupa Iwo Odrowąża. Idąc do kościoła mijaliśmy winnicę z różnymi odmianami winogron. Wnętrze kościoła w porównaniu z bazyliką było bardzo surowe i zaglądało tam o wiele mniej zwiedzających.

Winnica

Kościół św. Jakuba

Ołtarz w kościele św. Jakuba

Jedna z kaplic w kościele św. Jakuba
Ze względu na złą pogodę, nie przeszliśmy się półkilometrowej długości Wąwozem Królowej Jadwigi wyżłobionym przez wodę spływającą po lessowym zboczu.Wracając do samochodu minęliśmy XIX wieczny dworek Skorupskich, w którym obecnie mieści się hotel-Dworek Ojca Mateusza.

Dworek Skorupskich
W Sandomierzu zjedliśmy jeszcze ciepły posiłek w Starej Piekarni. Spodobał nam się wystrój tej restauracji sąsiadującej z Pałacem Biskupim. Za kilkanaście złotych można było zjeść tam pieczone pierogi lub zupę gulaszową. Potrawy podawane były w glinianych naczyniach na drewnianych deskach. Pierogi pieczono w piecach opalanych drewnem, które były widoczne od strony lady. Czekając na zamówienie, można było podchodzić do osobnego stołu i w ramach posiłku, przygotować sobie pajdę chleba ze smalcem i ogórkiem.

Budynek z restauracją W Starej Piekarni

We wnętrzu Starej Piekarni

W Starej Piekarni

Pieczone pierogi
Czas nieubłaganie mijał. Mimo niesprzyjającej pogody, byliśmy zadowoleni, że zrobiliśmy sobie postój w tym pięknym mieście. Może kiedyś pojedziemy do Sandomierza na dłużej. A czy Wam podobało się w Sandomierzu?
Dodaj komentarz