W połowie października 2016 roku postanowiliśmy pojechać do Sanoka. Zwiedzanie miasta rozpoczęliśmy od Muzeum Budownictwa Ludowego, czyli skansenu prezentującego kulturowe pogranicze wschodniej części polskich Karpat, utworzonego w 1958 roku. Do miasta wjeżdżaliśmy od strony Zagórza, drogą nr 84 i jechaliśmy zgodnie z oznaczeniami. Dojechaliśmy na bezpłatny parking położony nad brzegiem Sanu, tuż pod samym skansenem.
Bilet normalny za samodzielne zwiedzanie to koszt 14 zł, ulgowy 9 zł. Ja polecam jednak zwiedzanie z przewodnikiem, który opowiada o obiektach, ale najważniejsze, otwiera pomieszczenia. Chodząc po skansenie samodzielnie, nie można do nich wejść. Spacer po muzeum w wyjątkowo ciepłą październikową sobotę rozpoczęliśmy od Rynku Galicyjskiego będącego rekonstrukcją centrum małego galicyjskiego miasta. Na czworobocznym placu z „kocimi łbami” stało 26 budynków: mieszkalnych, mieszkalno-usługowych, mieszkalno-przemysłowych i mieszkalno-handlowych. Jak w każdym miasteczku swoje miejsce znalazł tam urząd pocztowy, karczma, posterunek policji, przy którym swój gabinet miał lekarz. Na placu stała studnia, a przed remizą strażacką figurka św. Floriana. Klimat miasteczku nadają szyldy wiszące przy poszczególnych sklepach. Wchodząc na rynek i zaglądając do poszczególnych wnętrz, ma się wrażenie, jakby mieszkańcy przed chwilą wyszli i za moment mieli powrócić. O ścianę budyneku zegarmistrza stał oparty stary rower, jakby przed chwilą zostawiony przez właściciela lub klienta zakładu. Przed budynkiem rodziny żydowskiej siedział kataryniarz i wygrywał melodie na swojej katarynce. Najbardziej spodobał mi się sklep kolonialny, zegarmistrz i apteka.

Rynek Galicyjski

Przed domem szewca

Wnętrze mieszkania żydowskiego

Gabinet lekarza

W sklepie kolonialnym
Wychodząc z rynku do sektorów wiejskich mijaliśmy synagogę, która była w trakcie budowy. Kolejno przeszliśmy przez sektor Bojków. Tu zwróciłam uwagę na stary szyld w kuźni. Nieco dalej, na niewielkim wzniesieniu stała maleńka cerkiew, a obok kostnica. Kolejny sektor skansenu poświęcony był Łemkom. Domy ich były bardziej dekoracyjne niż Bojków. W centralnej części stała Cerkiew grekokatolicka z bogatym czterorzędowym ikonostasem, carskimi i diakońskimi wrotami. Przed cerkwią znajdował się 635 kilogramowy dzwon, który w okresie drugiej wojny światowej został ukryty 9(zakopany przed Niemcami) i odkopany dopiero w 2006 roku.

Cerkiew bojkowska

Wnętrze cerkwi
Zaskoczyła mnie liczba eksponatów prezentowanych we dworze z 10 pomieszczeniami i dworską kaplicą. Jednym z ciekawszych eksponatów, który mnie zainteresował była lodówka, drewniany mebel z miejscem na lód i kranikiem do wylewania wody z rozpuszczającej się bryły lodowej. Interesujące okazały się losy budynku dworskiego z 1861 roku. Budowla nie uległa zniszczeniu, bowiem hrabia Olszewski sprzedał ją w 1927 roku chłopu, który wzbogacił się pracując w przemyśle naftowym. Trzy pokolenia chłopskiego właściciela mieszkały we dworze. Dopiero wnuk nabywcy, po wybudowaniu sobie nowego, tańszego w utrzymaniu, murowanego domu, sprzedał muzeum dawny dwór.

Kuchnia dworska
Z chęcią przeszliśmy się wśród chat, podziwiając przydrożne kapliczki i krzyże.
Kierując się do wyjścia, zajrzeliśmy jeszcze do części poświęconej Pogórzanom wschodnim, kościoła i plebani.

Wnętrze kościoła

Kościół

Plebania
Widziałam już kilka skansenów, ale sanocki jest naprawdę ciekawy i bardzo mi się spodobał.
Kolejnym punktem zaplanowanym na ten dzień był zamek. Podjechaliśmy na płatny, wielopoziomowy parking przy ulicy Łaziennej. Płaciliśmy 2 zł za każdą rozpoczętą godzinę postoju. Naprzeciwko znajdował się hotel Sanvit, zaszliśmy tam na posiłek. Zdecydowaliśmy się na miskę 15 pieczonych pierogów ruskich, z kapustą lub mięsem, za które zapłaciliśmy 16 zł. Trzeba przyznać, pierogi własnoręcznie robione przez pracowników kuchni były bardzo smaczne. Kelnerka podała pięknie ozdobioną kawę i nauczyła nas jak wykonać kwiatek na białej piance.
Po posiłku przeszliśmy przez plac św. Michała, przy którym stoi kościół pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego i Dom mansjonarski z XVIII wieku.
Tuż obok, kilka kroków dalej jest rynek otoczony ze wszystkich stron budynkami. Rozpoznaliśmy ratusz i kościół oo franciszkanów. Znajduje się też tam pomnik Zdzisława Beksińskiego. Artysta wygląda jakby na chwilę przystanął pod budynkiem i zapatrzył się gdzieś w dal. Rzeźba z brązu w skali 1:1 stoi tam od 2012 roku. Na rynku uderzyła mnie cisza i niezaludniony plac, mimo pięknej słonecznej soboty.

Na rynku w Sanoku

Ratusz

Pomnik Zdzisława Beksińskiego
Skierowaliśmy swoje kroki na zamek królewski, obecnie siedzibę Muzeum Historycznego. Za bilet wstępu zapłaciliśmy 11 zł od osoby. Przyznać trzeba, że wnętrza zdobiła przebogata kolekcja twórczości Beksińskiego. Można tam zapoznać się z odręcznie pisanym testamentem, w którym twórca przekazał muzeum w Sanoku wszystkie swoje dzieła. Mi najbardziej jednak przypadła do gustu wystawa sztuki cerkiewnej. Mogliśmy podziwiać nie tylko pojedyncze ikony, ale całe ikonostasy i carskie wrota tak charakterystyczne dla cerkwi prawosławnych i greckokatolickich oraz przedmioty liturgiczne. Męża natomiast zainteresowała zbrojownia i schron obserwacyjny.

Zamek Królewski

Zamek Królewski

Krzyże w Muzeum Historycznym w Sanoku

Ikonostas

Ikony

Ikony
Z zamku wyszliśmy tuż przed jego zamknięciem. Weszliśmy jeszcze na niewielką wierzę, skąd roztaczał się widok na San i pobliską okolicę.

Działa obok zamku w Sanoku.

Widok na San od strony zamku
Dzień minął niepostrzeżenie, nie mieliśmy już więcej czasu by zajrzeć, chociaż na chwilę, do pobliskich świątyń. Z żalem ruszyliśmy w drogę powrotną.
Dodaj komentarz